Lato koloru wiśni - Carina Bartsch

Lato koloru wiśni - Carina Bartsch

We wstępie:
Za możliwość przeczytania tej książki chciałabym serdecznie podziękować (po raz kolejny!) wydawnictwu Media Rodzina. Szczerze? Po tej książce nie spodziewałam się zbyt wiele. Opis nie wskazywał na to, że okaże się czymś więcej niż historią, przez którą szybko przepłynę, zapomnę i nigdy do niej nie wrócę. Nie macie pojęcia, jak bardzo się pomyliłam. "Lato koloru wiśni" może nie robić wrażenia zbyt oryginalnej powieści, bo sam pomysł jest banalny, natomiast to, jak został przedstawiony... Jednak zanim zdradzę całą swoją opinię na temat tej książki, zagłębmy się w fabułę.

Podstawowe dane:

Tytuł: Lato koloru wiśni

Autor: Carina Bartsch

Tłumaczenie: Emilia Kledzik

Liczba stron: 496

Data premiery: 17 czerwca 2015





Fabuła:
Akcja książki rozgrywa się w Berlinie, który jest - jak nam wiadomo - stolicą Niemiec. Główna bohaterka, Emely, studiuje tam literaturoznawstwo i obecnie jest na ostatnim roku. Jej życie nie jest jakoś specjalnie atrakcyjne towarzysko. Popołudnia spędza na nauce w bibliotece lub pracując jako kelnerka i zarabiając na życie, aby jakoś odciążyć finansowo rodziców. Nie pochodzi z bogatego domu i może właśnie to nauczyło ją chęci bycia niezależną od pieniędzy ojca i matki.
Można powiedzieć, że przez te kilka lat, które spędziła w tym mieście, popadła w pewną rutynę, dlatego cieszy się, kiedy jej przyjaciółka, Alex, wprowadza się do Berlina. To sprowadza na Emely tylko jedno zmartwienie - Alex ma zamieszkać razem ze swoim rodzonym bratem, na którego główna bohaterka dosłownie nie może patrzeć. W przeszłości wydarzyło się coś, co sprawiło, że Emely nie potrafi nie nienawidzić tego chłopaka. Skrzywdził ją do tego stopnia, że jej uraz nie zniknął nawet po siedmiu latach. Za każdym razem, kiedy Elyas, bo tak właśnie ma na imię ten bohater, próbuje w bezczelny sposób podrywać Emely, ta wpada w furię. Zresztą, nic dziwnego, skoro chłopak nie najmilej ją powitał... No i dużą wagę ma tutaj także przeszłość, o której więcej dowiadujemy się pod koniec książki. Jeśli myślicie, że głównej bohaterce tak naprawdę i tak uginają się kolana za każdym razem, gdy widzi Elyasa - jesteście w błędzie. Ona naprawdę go nienawidzi i sposób, w jaki autorka opisywała myśli Emely, wyraźnie daje nam to odczuć od samego początku.
Co mogę powiedzieć jeszcze o fabule? Myślę, że to czas, w którym trzeba wspomnieć o tajemniczym Luce. To cichy wielbiciel, który pisze do Emely urocze maile. Mogę zdradzić, że od razu domyślamy się, skąd bohaterka go zna i - uwaga, bo to ważne - nie dajcie się oszukać, że to wada tej książki. Po zakończeniu jestem pewna, że to wszystko było zamierzone, a autorka chciała, abyśmy się domyślali! Aczkolwiek, czasem miałam wątpliwości - w końcu pani Carina zaskoczyła mnie tyle razy, że nie chciałam jej posądzać o oczywistość. No, i w pewnym sensie miałam rację...

Bohaterowie:
Zacznijmy od głównej bohaterki, która wydaje mi się wykreowana po prostu świetnie (w sumie jak wszyscy). Co prawda nie jest moja ulubienicą w tej książce, ale i tak zapisałam jej wiele plusów. Przede wszystkim fakt, że nie ugina się pod flirtem Elyasa - nie zarzuca na nim ramion tylko dlatego, że jest przystojny, a w dodatku ją podrywa. Do samego końca jest stabilna emocjonalnie i nie zmienia się, kiedy zawieje wiatr. No i doskonale ją rozumiałam. Dopiero na ostatnich stronach tak naprawdę dowiadujemy się, o co chodzi w jej zachowaniu i muszę powiedzieć, że totalnie się z tym utożsamiałam. Zresztą, w większości sytuacji postąpiłabym tak samo, jak ona. Może nie jest drugą Liv Silver i nie pokochałam jej w ten sam sposób, ale muszę przyznać, że była okej. Przynajmniej mnie nie irytowała, a jej poczucie humoru i rozmowy z bratem Alex niejednokrotnie mnie rozśmieszały. Serio. Czytałam tę książkę podczas pobytu nad morzem wraz z moimi rodzicami i bratem - cała trójka przynajmniej raz spojrzała na mnie jak na idiotkę, kiedy wertując strony zaczynałam się niekontrolowanie śmiać.
Elyas, czyli chyba mój ulubiony bohater w tej powieści. Totalnie oszalałam na punkcie jego turkusowych oczu, lecz chyba nie to sprawiło, że stał się moim faworytem w tej książce. Chodzi o jego poczucie humoru i nieugiętość w walce o o względy Emely. Wydał mi się po prostu uroczy i zabawny. Może wydało mi się w pewnym momencie trochę sztuczne to, że tak uparcie zabiegał o główną bohaterkę, aczkolwiek... myślę, że autorka wszystko jakoś uzasadniła na stronach tej książki. To czego jeszcze nie wiemy - mam nadzieję, że wyjaśni się w drugim tomie.
Alex. Ją nie bardzo polubiłam. Autorka dobrze ją wykreowała, ale była infantylna i to, co zrobiła podczas wyjazdu pod namiot... Nie, zdecydowanie nie.

Ocena:
Zacznę może trochę od końca, bo muszę powiedzieć parę słów o tym, co wydarzyło się na ostatnich stronach tej powieści. Znaczy - nie żeby coś, wszystko mi się podobało, ale po prostu... to, co zrobiła główna bohaterka po prostu sprawiło, że miałam ochotę ją rozszarpać. Właśnie w tamtym momencie zrozumiałam, że to, co początkowo uznałam za wadę, było efektem zamierzonym, a przez ostatnie zdania tej książki stało się także jej zaletą.
Co do szablonowości... Rzeczywiście, poznajemy tu historię, która na pierwszy rzut oka wydaje się pospolita, ale uwierzcie, że nie jest. Autorka uczyniła z mało oryginalnego pomysłu coś niesamowitego i tak naprawdę nie wiele rzeczy udało mi się odgadnąć. Wydawało, że wszystko ma niby być oczywiste, ale takie nie było. Poza rzeczami, które pani Bartsch chciała, abyśmy się domyślali - nie dało się odgadnąć praktycznie niczego. Przynajmniej mnie się to nie udało.
A jeśli chodzi o wady tej książki... Całość przeczytałam w trzy dni, mimo pobytu nad morzem. Historia wciągnęła mnie bez reszty! Ale wracając... podczas pozostałych dni pobytu na wakacjach zastanawiałam się, co mi w tej książce nie pasuje, do czego mogę się doczepić i szczerze? Czysto subiektywnie mówię, że ja nie znalazłam niczego, co by mi nie pasowało. Dla mnie ta powieść była rewelacyjna i zdecydowanie znajdzie się na liście moich ulubieńców. Pani Carina zrobiła z niezbyt oryginalnego pomysłu coś naprawdę wielkiego i zasługuje za to na słowa uznania. Dzięki niej chyba ostatecznie przekonałam się, że literatura niemiecka może być dobra, bo do tej pory niechętnie patrzyłam na działa niemieckich pisarzy. No bo wiecie, najpierw Silver, teraz to... Cóż mogę zrobić? Czas po prostu oddać się w ręce dobrych książek, niezależnie od ich pochodzenia.

Moja ocena w punktach:
Pomysł: 6/6
Co prawda wspominałam, że pomysł nie brzmi zbyt oryginalnie, ale to, co autorka ostatecznie z nim zrobiła to jest po prostu kosmos. Nie mogę powiedzieć, że ostatecznie nie było dobrze i inaczej niż zwykle, bo musiałabym skłamać.
Styl autorki: 6/6
Lekki język, brak powtórzeń wyrazowych (na których swoją drogą mam obsesję!). No i sposób pisania autorki pozwalał nam się wczuć w sytuację bohaterki. Doskonale ją rozumiemy jej punkt widzenia, przy czym (przynajmniej według mnie) nie uznajemy jej za irytującą, bo tak naprawdę jest zwyczajnie... chmmm... zraniona? Nie jestem pewna, czy to dobre słowo.
Oprawa: 5/6
Może być. Widziałam lepsze okładki, ale ta też jest ładna. Na pewno lepsza niż okładka "Hopeless". To, co mnie zachwyciło to grzbiet. Jeden z najładniejszych, jaki znajduje się na mojej biblioteczce i mam nadzieję, że drugi tom także ma tak świetny bok.
Bohaterowie: 6/6
Dobrze wykreowani, nie zmieniali się w zależności od sytuacji i wydawali się realni. Elyas według mnie mógł zostać uznany jako najmniej rzeczywisty, ale cała reszta? Sądzę, że spotkanie osób z takimi charakterami jest jak najbardziej możliwe. Zresztą, kilka głównych bohaterów już teraz mogłabym podpasować pod ludzi, których znam.
W każdym razie - nawet mimo Elyasa daję maksa. Jakże bym mogła postąpić inaczej, skoro razem z wadami ten chłopak i tak jest moim ulubieńcem w tej historii?
Ogółem: 23/24

Ulubiony cytat:
"Przy silnej determinacji można było patrzeć prosto na rzeczy, a mimo to ich nie widzieć. Wcześniej czy później musiał jednak nadejść moment, w którym to, co wyparte, zaczynało krzyczeć tak głośno, że nie dało się tego dłużej ignorować."



Zapraszam także na recenzję w postaci wideo:

Silver. Pierwsza księga znów - Kerstin Gier

Silver. Pierwsza księga znów - Kerstin Gier

We wstępie:
Za możliwość przeczytania tej książki chciałabym serdecznie podziękować wydawnictwa Media Rodzina. Z przyjemnością zagłębiłam się w świat Liv Silver. Idealnie odzwierciedlała mój charakter, dlatego teraz z niecierpliwością oczekuję drugiego tomu!

Podstawowe dane:

Tytuł: Silver. Pierwsza księga snów

Autor: Kerstin Gier

Tłumaczenie: Agnieszka Hoffman

Liczba stron: 416

Data premiery: 2 czerwca 2016







Fabuła: 
Książka zaczyna się dokładnie w momencie, w którym Liv wraz ze swoją siostrą opuszczają samolot.
Mają za sobą podróż do kolejnego domu, kolejnego miejsca zamieszkania podczas ich krótkiego życia. Gdyby ktoś pytał o szczegóły - to ósma przeprowadzka od rozwodu rodziców dziewczyn. Wszystko za sprawą matki, którą wykonywany zawód zmusza do przemieszczania się na terenie całego świata.
Londyn okazuję się dla Liv początkiem dziwacznych snów. Chociaż właściwie to nie - Liv od zawsze miała pokręcone sny. Co w takim razie różni te od poprzednich? Pojawiają się w nich dziwne, zielone drzwi z gałką w kształcie jaszczurki. To klucz Liv do świadomego śnienia, a także do przejścia do pomieszczenia wypełnionego innymi, specyficznymi drzwiami. Przez jedne z nich naszej bohaterce udaje się przejść i to właśnie wtedy spotyka czwórkę chłopaków ze swojej szkoły. Magiczny sen nie opuszcza myśli Liv nawet wtedy, kiedy idzie do szkoły - zwłaszcza w momencie, gdy uświadamia sobie, że bohaterowie jej marzenia sennego wydają się wiedzieć, co się w nim wydarzyło.
Co więcej? Grayson, Henry, Arthur i Jasper, bo tak właśnie mają na imię szkolni koledzy Liv, wydają się mieć jakiś sekret. Taki, który dziwnym trafem pragną wyjawić właśnie głównej bohaterce. I choć dziewczyna nie wierzy w skrawki informacji, które otrzymuje, jest zaintrygowana i chce zgłębić wszystkie szczegóły mrocznej tajemnicy.
W książce znajdowały się także wstawki z bloga o życiu uczniów szkoły Liv. Był to ciekawy zamysł, gdyż od samego początku do końca każdy czytelnik chciał się dowiedzieć, kto jest autorem wielu nieprzyjemnych wpisów.
Bohaterowie:
Liv to postać, która od razu przypadła mi do gustu. Dlaczego? Przez jej sarkastyczne poczucie humoru, przez mówienie nieodpowiednich rzeczy w nieodpowiednim momencie i ogólnie fakt, że w pewnym sensie bardzo przypominała mi mnie. Od dawna nie zżyłam się tak mocno z żadną główną bohaterką.
Mia, siostra Liv. Dziewczyny są do siebie bardzo podobne, więc to naturalne, że ja także polubiłam. Swoją drogą, po zakończeniu serii dobrze by było, gdyby powstał jakiś dodatek, w którym Mia jest główną bohaterką i stara się odkryć autora wrednego bloga na temat szkoły.
Henry, czyli chłopak, na którego punkcie oszalała Liv. Właściwie nie wiem, jak go ocenić. Wątek z nim nie bardzo mi się podobał, choć nie mam nic przeciwko romansom.

Ocena:
Zacznijmy od plusów. Czemu nie miałoby być najpierw kolorowo?
1. Główna bohaterka. Już wyżej wspomniałam, że Liv kompletnie przemówiła do mnie swoim charakterem. Dzięki niej zamierzam przeczytać ponownie tę serię w niedalekiej przyszłości.
2. Pomysł jest oryginalny. Rzadko spotyka się, aby główny motyw książki był oparty na snach. Do tego tajemnica chłopaków... To coś, z czym jeszcze nie spotkałam się w tytułach, które czytałam.
3. Wstawki z bloga. To było genialne przez wzgląd na to, że bardzo chciałam odkryć kim jest tajemnicza autorka.
4. Zakończenie, ale tylko w połowie, ale na razie tylko o tej pozytywnej stronie. Ostatecznie okazało się to, czego w ogóle bym się nie spodziewała. Nie sądziłam, że mogę pomylić się tak bardzo.
Minusy?
1. Wyjawienie sekretu chłopaków przyszło zbyt łatwo. Wiem, że to w sumie takie miało być, ale mimo wszystko... wydaje mi się, że ten wątek powinien być lepiej rozbudowany.
2. Słaby wątek miłosny. Za słaby na tę książkę. Poszło zbyt łatwo, zbyt bajkowo... Po prostu nie.
3. Momentami zbytnia szablonowość. I właśnie zakończenie może poszczycić się tym tytułem. Autorka prawdopodobnie miała na celu pokazanie absurdu tego typu rozwoju sytuacji, wykpienie go, ale uważam, że efekt nie bardzo wyszedł, przez co mamy bardzo nie-oryginalne zakończenie. Do tego ta akacja z balem...

Moja ocena w punktach:
Pomysł: 5/6
Ogólnie był oryginalny. Obniżam trochę wynik przez wzgląd na te niektóre szablonowe sceny.
Styl autorki: 6/6
Nic dodać, nic ująć. Autorka pisała lekko, nie brakowało jej słów, do tego można było się przy tym pośmiać i odczuć tę historię.
Oprawa: 6!/6
Absolutnie genialna. Wydanie jest po prostu świetne. Okładka... wszystkie te wzory, napis można wyraźnie wyczuć poprzez dotyk. Wygląda to też pięknie. Po otwarciu na pierwszej stronie mamy oczy, które idealnie komponują się z książką. Na niektórych stronach pokazują się wzorki, które są ciekawym elementem. Do tego pojawiają się wstawki z bloga. Nie są nudnie oprawione - czytając je, mamy wrażenie, jakbyśmy rzeczywiście czytali wydruk z bloga.
Bohaterowie: 5/6
Kocham Liv, kocham Mię, polubiłam Lottie, mamę Liv (za bycie naprawdę zakręconą osobą, stosunek do życia dzieci to inna działka), Graysona. Henry też jest spoko. Negatywne postacie także zostały dobrze wykreowane. Widać, że jest to przemyślane.
Ogółem: 22/24

Ulubiony cytat: "Nigdzie indziej nie poznasz człowieka lepiej, ani nigdzie indziej nie dowiesz się więcej o jego tajemnicach niż we śnie."










Zapraszam także na recenzję w postaci wideo:
Copyright © 2014 Jeszcze Jeden Rozdział , Blogger